Relacja ze Starego Folwarku

Data rozpoczęcia
20-07-2011

W dobie komórek i permanentnego kontaktu z dziećmi wygląda, że nie ma sensu pisania co się wydarzyło na obozie. Potrafię dostać sms od rodziców komentujący jakąś decyzję 5 minut po jej podjęciu :).

To może kilka spostrzeżeń, które może trochę uporządkują (bądź zburzą) jasną, przekazywaną przez dzieci wizję zdarzeń.

Pierwszy dzień (co rzadko się zdarza na obozach klubowych) zorganizowali rodzice. Zabawa, którą wymyślili nazywała się „Mały mechanik” i trwała ze 2 godziny. Wszyscy byli bardzo zadowoleni. Bo jak to się nie cieszyć, kiedy ma się do napompowania 10 kół, regulację hamulców, podwyższanie siodełek. Drobnych napraw nie liczymy. Mimo to udało się zrobić pętlę wokół jeziora i zorientować na co stać całą grupę.

Nastąpił podział na 4 zespoły, które będą rywalizowały we wszystkim co się da przez okres całego obozu. Wybrane przez dzieci nazwy są wielce wymowne, bo mamy: Złote Róże, Zielone Stopy, Czarną Perłę i Legoludziki. Pierwszym punktowanym konkursem było rysowanie na czas (2 min) na podane hasło. Największym aplauzem przyjęto hasła: „wojna” i „obrzydliwy Ryszard”. Bez entuzjazmu przeszedł „Śpiewający hipopotam”, a przy „Ślubie” tylko dziewczynkom błysnęły oczy.

Sobota to wyprawa rowerowa nad jezioro Krzywe z lekkim zaczepieniem o szlak Papieski (w kwestii zachowania dzieci nie pomogło - więc wróciliśmy na czerwony). W rolę Zuzi z zeszłego roku trochę nieudolnie próbuje się wcielić Kuba z Kanady (2004), zwany tutaj Frodo. Nieudolnie, bo mniej płacze i z powodu bariery językowej mniej mnie beszta. A wiadomo, że zwykłe „chcę do domu” nie robi na nikim wrażenia, a na „ja chcieć mieć jeść” reagujemy szybko batonem. Po obiedzie zajęcia plastyczne – przygotowanie podkładów do drapanych rysunków i trening – skipy i tor przeszkód. Wygrał Janek walcząc do ostatnich przebiegów z bardzo szybkim Kubą.

Niedziela po bożemu – na rower i do kościoła. Było dobrze – dzieci zajęły pierwsze rzędy i poza nielicznymi uwagami z sąsiedztwa, żeby dali się skupić i spokojnie pomodlić, wytrzymali całą mszę. Ale dopiero potem było super – były stragany, a na nich gluty, flety i organki.

Po południu po mozolnych próbach wymyślania – co zrobić z drewna powstają pierwsze prace. Tylko Janek był pewien co chce wykonać i żadne próby perswazji nie zdołały go odwieźć. Rzeźbi logo Realu Madryt !!! Rozrzut jest duży – po dość oczywiste księżniczki i pieski, po ufoludki, roboty, jaszczurki i „stworki”. Podczas gdy jedna grupa strugała (prześcigując się na plasterki) druga wykonywała drapanki i małe książeczki.

W poniedziałek pierwsze sprawdziany na slalomach bieganych. I dzieje się! Okazuje się, że najważniejsze jest kto stoi pierwszy w kolejce do startu. Jest to do tego stopnia ważne, że zaliczyliśmy ze 3 bitwy, a Tadzio postanowił umocnić swoją pozycję na starcie łapiąc Janka i mocno ściskając tam, gdzie żaden chłopak nie chciałby być łapany. Trening się udał – wszyscy wrócili. Wyniki nie są bardzo ważne. Nawet nie podaję )).

Po południu kąpiel w jeziorze, a potem prace plastyczne – gdzie okazuje się że trzeba sporo cierpliwości i zaangażowania, a to są towary deficytowe. Frodo ciągle gubi swoją pracę i pyta się: Kasia gdzie jest moje wood-coś. Stefan po raz dziesiąty rysuje łódeczkę – zawsze wychodzi mu mała na środku drewienka. A przecież miała być duża i pod pełnymi żaglami…

Wczoraj natomiast (wtorek) zrobiliśmy wycieczkę pełną gębą. Pojechaliśmy na rowerach do Płociczna gdzie przejechaliśmy się kolejką wąskotorową. Było super! Na stacji gdzieś w lesie można było kupić miód (taka atrakcja) więc prawie wszyscy kupili i pożywiali się w wagonie. Mam dużo współczucia dla następnej grupy podróżującej tym wagonem. Ale uśmiech naszych dzieci jest najważniejszy. Przejechaliśmy na rowerach 23 km i pewnie zajęłoby to nam cały dzień gdyby nie genialny pomysł, aby najmłodszego uczestnika wziąć na hol z pasa do bagaży. Po południu kąpiel w jeziorze, skoki do wody na głowę, saltem, na karatekę, bombę, a nawet na batmana i menela.

Najpopularniejszym słowem na obozie jest zwrot „spryyytne” wypowiadane w absurdalnych sytuacjach:

- „spóźniłeś się”,
- „wywaliłem się na rowerze”,
- „chciałbym coś jeszcze zjeść”,
- „skaleczyłem się w palec”.

Po każdym zwrocie ktoś dopowiada – spryyytne.

Więc sprytnie kończę relację.

Pozdrawiam - Tomek