Ze Stubai-u 2 - relacja grupy Tomka Marca

Data rozpoczęcia
13-10-2010

No i stało się. Tak to jest jak się jeździ na narty z Marcem. Pogoda jak marzenie. Słońce, ani jednej chmurki na niebie, na dole ok. 15"C, na lodowcu -2. Śniegowo super. Trasy przygotowane perfekcyjnie.
W poniedziałek rozpoczęliśmy poważny trening. Stawy kolanowe i biodrowe aż trzeszczały. Głowy były pełne informacji jak należy wykonywać poszczególne ćwiczenia. No i drgnęło. Przed przerwą nawet nowe, dłuższe narty zaczęły się słuchać małych narciarzy. Przerwa obiadowa na wysokości 3000m.n.p.m. no i oczywiście wyczekiwany Winer sznycel z frytkami. Dawno nie widzieliśmy tak szybko znikających kotletów. Ku naszemu zdziwieniu frytki zostały. Jeszcze kilka ćwiczeń na nartach i zjazd do domu. Po obfitej kolacji już o godz. 20.30 dzieci padły.
Niestety wtorkowy poranek nie był taki łatwy. Małe problemy ze wstawaniem i śniadaniem. Potem już jakoś poszło. Nasi znajomi z Zakopanego Jacek Nikliński i Maciej Kolasa udostępnili naszej grupie gigant na kilka przejazdów. No i blady strach padł na małych mistrzów. Na szczęście wieloletnie doświadczenie Tomasza Marca (tego od dobrej pogody) sprawiło, że wszyscy poczuli się dobrze na gigancie dla dorosłych. Kilka uwag, małe pochwały i zaczęły rosnąć skrzydełka, ale zgubiły się bioderka :) I musieliśmy wrócić do monotonnych ćwiczeń :(
Po zakończeniu zajęć narciarskich pojechaliśmy na basen. Wielka radość malowała się na buźkach małych mistrzów. Po 40 minutach w wodzie, kiedy zaczęliśmy się powoli rozpuszczać, zarządziliśmy natychmiastową ewakuację z basenu. Wieczorem niestety lekcje, kolacja, no i spać. Jutro ciężki dzień i znowu narty i słońce.

Pozdrawiamy Tomek i Czarek