Obóz rowerowy na Suwalszczyźnie - relacje

Data rozpoczęcia
07-07-2010

Dzień pierwszy.

Z Warszawy po zapakowaniu rowerów i bagaży wyruszyliśmy o 9.45. Z jednym małym postojem do Starego Folwarku nad Jeziorem Wigry dojechaliśmy o godz 14.30. Zakwaterowanie odbyło się bardzo sprawnie. Przy rozpakowywaniu rowerów awarii uległ rower Miłosza. Tak naprawdę to go sam zepsuł, ale niestety nie wiemy jak mu się to udało. Wygiął łańcuch tak, że jedno ogniwo uległo zniszczeniu. Musieliśmy rozpocząć nasz pobyt od uruchomienia serwisu rowerowego. Po smacznym obiedzie zjedzonym w restauracji ,,Pod Sieją" poszliśmy na mały spacer. O godz 21.30 wszyscy poszli spać.


Dzień drugi.

Po obfitym śniadaniu ruszyliśmy na podbój Suwalszczyzny. Zaczęliśmy od północnej części Wigier i dalej na północ nad Jezioro Krzywe. Trasa prowadziła przez przepiękne lasy Wigierskiego Parku Narodowego. Nie obyło się bez małego wypadku. Wawrzek zbyt szybko chciał pokonać ostry zakręt po szybkim zjeździe i niestety miał bliskie spotkanie trzeciego stopnia z ziemią. Na szczęście upadek był niegroźny. Na 25 kilometrze problemy z kondycją pojawiły się u najmłodszego uczestnika obozu - Igora. Słabość została opanowana obietnicą dużych lodów po obiedzie. Nawet kilka ostrych podjazdów pod koniec pierwszej trasy pokonał bez pomocy. Jest naszym bohaterem. Przejechaliśmy 30 km. Po obiedzie poszliśmy jeszcze na mały spacer (6 km.) do pokamedulskiej świątyni w Wigrach. Wieczorem obowiązkowy mecz w TV, mała kolacja i spać.

Dzień trzeci.

Ciężka pobudka. Godz 8.30 a wszyscy Panowie jeszcze śpią. Duże śniadanko i w drogę. Pojechaliśmy na południe przecinając Czarną Hańczę w kierunku na Rosochaty Róg. Dalej zielonym szlakiem, brzegiem Wigier, aż do Bryzgla. Po drodze chcieliśmy odwiedzić Stanisława Tyma w jego samotni nad Wigrami, ale niestety pojechał do Konstancina. Z Bryzgla pojechaliśmy do Aten. U podnóża ,, Akropolu", pod parasolami Lecha zrobiliśmy godzinny odpoczynek. Potem jeszcze mała pętelka i przez wieś Danowskie i Bryzgiel udaliśmy się w kierunku naszej kwatery. Dziś kondycja fizyczna i psychiczna była ok. Przejechaliśmy 60km. Panowie obiad pochłonęli w mgnieniu oka. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko i smażyliśmy kiełbaski. No i oczywiście było oglądanie meczu. Wszyscy dopingowali Brazylii.

Dzień czwarty.

A na rowerach trzeci. Podobno kryzysowy. No i stało się. Na wtorek zaplanowałem wyprawę naokoło Jeziora Wigry. Pierwsze kilometry okazały się ciężkie dla kilku uczestników. Najmłodszy Igor po zjedzeniu ogromnego śniadania jechał jak natchniony. Zrobiliśmy dłuższą przerwę w Gawrych Rudzie. Było dużo picia i lody. Po ok. 1 godz. pojechaliśmy dalej przez Zatokę Słupiańską, Jezioro Muliczne w kierunku Czarnej Hańczy. Było kilka upadków i ubrudzone rowery w błocie. Największą radość wzbudził jednak mój upadek przy podjeździe na tzw. kładki. Po przejechaniu 40 km. kryzys dogonił Igora. Reszta ekipy też miała "pod górkę". Około 15.15 dotarliśmy do Starego Folwarku. Z ambitnego planu 2 objazdów Wigier został tylko pył. Wszyscy padnięci umyli się i pobiegli na obiad. Wieczorem mały serwis rowerów, no i oczywiście mecz.

P.S. Zapomniałbym. Dziś Igor ma 10te urodziny. Zaśpiewaliśmy mu 100 lat i wszyscy złożyliśmy życzenia. Po obiedzie były lody z jedną świeczką dla solenizanta, a dla nas lody z listkami mięty.

Dzień piąty.

Wyczekiwany spływ kajakowy. Pogoda nam dopisuje. Jest ciepło i słonecznie. O godzinie 10.30 zwodowaliśmy kajaki w Budzie Ruskiej na Czarnej Hańczy. Mieliśmy do przepłynięcia 17km. W tym roku woda w rzece ma dość wysoki poziom, więc co za tym idzie - dość wartki nurt, który pomagał nam w płynięciu. Po drodze kupiliśmy przepyszne, jeszcze ciepłe bułeczki drożdżowe. Sprzedawała je kobieta z pomostu - nawet nie musieliśmy wysiadać z kajaków. Po 4 godz. dopłynęliśmy do stannicy wodnej we Frąckach, gdzie zakończyliśmy jednodniowy spływ kajakowy. Po powrocie do naszej kwatery chłopcy z ochotą udali się na obiad. Wieczorem jeszcze musieli umyć i wyczyścić kajaki. Jutro znowu wsiadamy na rowery. Wszyscy dziś stwierdzili, że wolą jazdę na rowerach. Podobno jest mniej męcząca niż pływanie kajakiem.

Dzień szósty.

Niestety dziś 2 najmłodszych uczestników odmówiło współpracy. Wawrzek dzień wcześniej przegrzał się na kajakach i rano trochę się źle czuł, natomiast Igor wieczorem zabijając komara na ścianie ( pięścią ) stłukł sobie palec wskazujący, który trochę spuchł. I tak pozostało nas sześciu do kręcenia nóżką. Alex szybko ocenił moc mini peletonu i ruszyliśmy w trasę. Miało być lekko ale w miarę pokonywanych kilometrów trasa nam się wydłużała. I udało się nam pobić rekord WKN-u z obozu z przed 5 lat. Przejechaliśmy 101kmi 500m. Peleton przeżywał słabości ale parł ostro do przodu. Po 5 godz. zmęczeni, ale szczęśliwi dotarliśmy do domu. Szybki prysznic i na obiad. Miło jest patrzeć jak posiłek znika w mgnieniu oka. Wieczorem było jeszcze ognisko i pieczenie kiełbasek. O godz 21.30 chłopcy bez protestów poszli spać.

Jutro ostatni dzień na rowerach. Jedziemy nad urokliwe jezioro ukryta w lesie. Trochę odpoczniemy, pokąpiemy się i może delikatnie ruszymy nóżką na małym dystansie.

Dzień siódmy - ostatni

Dziś wstaliśmy dużo później niż zwykle. Potrzebowaliśmy trochę odpoczynku po wczorajszej wyprawie. Po śniadaniu wyjazd na kolejną wycieczkę. Miało być delikatnie. I na początku tak było. Znaleźliśmy polecone przez naszego gospodarza ukryte w lesie jeziorko Gałęziste. Krystalicznie czysta woda o pięknym turkusowym kolorze. Była mała przerwa i mała kąpiel. Była dopiero godz 11.30 i nie było sensu wracać do domu.Znaleźliśmy więc mało uczęszczany szlak i zaczęliśmy jechać w kierunku J. Krzywego. Szlak okazał się zarośnięty przez pokrzywy. Było trochę krzyku i poparzonych nóg i rąk, ale się opłaciło. Szlak wije się po pn. części Parku Wigierskiego. Dużo podjazdów i ostrych zjazdów. Potem pojechaliśmy na pd. przez Sobolewo do Płociczna i Gawrych Rudy. Tam mały odpoczynek, coś do picia i po batonie. Dalej trasa prowadziła przez Bryzgiel, Czerwony Krzyż i Czerwony Folwark do Starego Folwarku. I tak z delikatnej wycieczki wyszło nam 50km. Pogoda nam jak zwykle dopisała, było ciepło i słonecznie.

W sobotę po śniadaniu ok 10tej ruszamy do domu. W Warszawie powinniśmy być ok 15tej.

Pozdrawiamy: Wawrzek, Miłek, Igor, Janek, Zbyszek, Alex, Michał, Czarek.